Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Vivian Fortescue

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 869
Join date : 05/09/2018

Vivian Fortescue Empty
PisanieTemat: Vivian Fortescue   Vivian Fortescue Icon_minitimePią Cze 28, 2019 4:42 pm






Vivian Fortescue






Imiona
Vivian Amelia


Nazwisko
Fortescue


Data urodzenia
27.07.1960


Miejsce urodzenia
Salisbury, hrabstwo Wiltshire, Anglia


Wiek
16 lat


Klasa
VI


Czystość krwi
czysta, oboje rodzice pochodzą z dosyć starych rodów


Różdżka
9 i ¾ cala, świerk i pióro feniksa


Kogo popiera
Zakon Feniksa






Notka biograficzna
Podobnie jak wiele innych historii, także ta zaczyna się narodzinami. Vivian Amelia Fortescue rodzi się pewnego gorącego lipcowego popołudnia i nie jest chłopcem, jak tego oczekiwano. W jej rodzinie od wielu pokoleń na świat przychodzili wyłącznie chłopcy, więc dziewczynka jest sporą niespodzianką dla swoich rodziców. Richard i Elizabeth przez kilka minut po prostu przyglądają się swojej nowonarodzonej córce. Czystokrwiste rodziny potrzebują dziedzica. Potrzebują młodego mężczyzny, który mógłby przekazać dalej nazwisko i związane z nim tradycje. Większość czystokrwistych rodzin nie pragnie córek, są one dla nich jedynie ciężarem, zobowiązaniem, któremu muszą znaleźć odpowiedniego męża.

Fortescue’owie nie są jednak typową czystokrwistą rodziną.

- Nie wygląda na Nathaniela – zaczyna ostrożnie Richard, przerywając niezręczną ciszę.

- Szkoda bardzo – odpowiada Elizabeth i Richard wie, że gdyby tylko mogła, wzruszyłaby ramionami i udawałaby, że jest zła na niego, za to, że nie cieszy się bardziej. Tymczasem jego buntownicza żona tylko uśmiecha się promiennie i wpatruje się z zachwytem w zawiniątko trzymane w ramionach. Do tej pory Richard śmiał się z ludzi, którzy zachwycali się dziećmi, ale teraz czuje, że sam staje się jednym z nich.

- Ta chwila jest idealna – mówi w końcu, chcąc podzielić się z Elizabeth swoimi przemyśleniami. Żona przenosi na niego spojrzenie. Wygląda pięknie, mimo spoconych włosów lepiących się do twarzy, a może właśnie dlatego. Jest zmęczona, ale nigdy nie była bardziej szczęśliwa niż w tym momencie. Richard uśmiecha się do niej i delikatnie ściska jej dłoń.

Nazywają córkę Vivian Amelia i nigdy nie żałują, że nie jest ich niedoszłym dziedzicem, Nathanielem Florianem.



***



Stary dwór położony w Salisbury jest dla Vivian najwspanialszym miejscem na ziemi. Wiele osób powtarza, że jest szczęściarą, dorastając w takim miejscu i Viv zgadza się z nimi, chociaż jest jeszcze dzieckiem i nie rozumie wszystkiego tak dobrze, jak dorośli. Wszyscy jednak przyznają, że jest nad wiek dojrzała. Gdy inne dzieci szaleją na zewnątrz, urządzając sobie wyścigi, Vivian przemierza korytarze rodzinnej posiadłości i prędzej czy później kończy w swoim ulubionym miejscu. W jej przypadku wszystkie drogi prowadzą do biblioteki. Stara biblioteka pachnie kurzem i starym pergaminem i to jest pierwsze, co Vivian zapamięta z dzieciństwa. Przechadza się wzdłuż potężnych regałów, z zaciekawieniem zadziera głowę do góry, by ogarnąć wzrokiem jeszcze więcej książek, pod których ciężarem uginają się półki. Vivian spędza tam sporo czasu, marząc o chwili, gdy będzie na tyle duża, by móc poznać wszystko, co zechcą jej zdradzić stare księgi. Umie już czytać, ale większość książek pełna jest na razie setek niezrozumiałych słów, które zamiast łączyć się w logiczną całość, wywołują w jej myślach jeszcze większy zamęt. Mimo to nic nie jest w stanie powstrzymać jej od wizyt w bibliotece, nawet jeśli kończą się one na przeglądaniu obrazków przy stoliku stojącym pod wielkim gotyckim oknem.



***



Jedenaste urodziny Vivian są wielkim wydarzeniem. Rodzice zaprosili wielu gości, by jak najlepiej uczcić ten wielki dzień. Vivian siedzi za wielkim stołem w jadalni, otoczona wianuszkiem ciotek i kuzynów, i co chwilę zerka w kierunku wspaniałego tortu, nad którym jej matka pracowała z pomocą Floriana przez ostatnie dwa dni. Sam Florian pochwyca jej spojrzenie i puszcza do niej oko. Vivian śmieje się cicho i obserwując z rozbawieniem, jak jej stryj mierzwi sobie swoje blond włosy, zastanawia się, jak to możliwe, że on i jej ojciec są braćmi. Może to kwestia sporej różnicy wieku, ale Viv nigdy nie spotkała dwóch osób bardziej odmiennych niż ci dwaj. Jej rozmyślania przerywa jednak nagłe wydarzenie. Sporych rozmiarów sowa wlatuje przez otwarte okno i nim ktokolwiek zdąży ją powstrzymać, ląduje w urodzinowym torcie. Vivian widzi na żółtawej kopercie swoje imię i nazwisko, starannie wypisane zielonym atramentem. Machinalnie odczepia ją od nóżki sowy i otwiera go. Szybko przebiega treść listu wzrokiem, chociaż doskonale wie, co będzie tam napisane, zna te słowa niemalże na pamięć, tyle razy przecież pytała o to rodziców.



Szanowna Panno Fortescue,

Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.

Rok szkolny rozpoczyna się 1 września.

Z wyrazami szacunku,

Minerwa McGonagall, zastępca dyrektora.




Wszyscy zgromadzeni są niezwykle z niej dumni. Roześmiana matka obejmuje jej ramiona, Florian ściska jej dłoń, a ojciec z roztargnieniem przesuwa ręką po jej włosach. Vivian uśmiecha się szeroko i jest po prostu szczęśliwa. Cieszy się nie dlatego, że dostała list, o tym, że jest czarownicą wiedziała przecież już od wczesnego dzieciństwa, kiedy to siła woli udało jej się podpalić zasłony w salonie. Spogląda kolejno na wszystkich swoich bliskich i myśli o tym, jak bardzo ich kocha i jak dobrze jest móc po prostu być tutaj z nimi. Rodzina zawsze będzie dla niej najważniejsza.



***




Zamek jest ogromny i robi wrażenie, zupełnie tak, jak opowiadali rodzice. Vivian nareszcie rozumie rozmarzenie w oczach ojca i tęsknotę brzmiącą w głosie matki za każdym razem, gdy wspominają szkolne czasy. Widzi to miejsce pierwszy raz, a czuje się, jakby była tu częstym gościem. Stoi w ogonku razem z resztą pierwszorocznych. Nie zna nikogo, dzieci sąsiadów są od niej albo młodsze, albo sporo starsze. Wreszcie wniesiono stołek, na którym leży stary kapelusz i Vivian wie, że zaraz nastąpi przydział do domów. Oczekiwanie jest chyba dla innych dosyć stresujące, ale na niej nie robi wrażenia.

- Fortescue, Vivian! – słyszy wreszcie.

Pewnym krokiem rusza przed siebie, przekonując się w myślach, że będzie, co ma być. Siada na stołku i zakłada nakrycie na głowę. Gdy słyszy głos tiary, zamyka oczy, jakby to mogło pomóc w poznaniu jej myśli i ocenie charakteru.

- Cóż za umysł, niezwykła inteligencja – mruczy tiara, komplementując jej zdolności intelektualne. – Ale też lwie serce i wielka lojalność – dodaje za moment i Vivian chyba już wie, czego może się spodziewać.

- Wybór może być tylko jeden… Gryffindor! – krzyczy wreszcie tiara, powodując wybuch oklasków przy stole zajętym przez uczniów ubranych w szkarłat i złoto.

Dla córki dwojga Gryfonów nie jest to niespodzianką. Zadowolona Vivian rusza do odpowiedniego stołu. Zawsze chciała pójść w ślady rodziców.



***



Pierwsza lekcja zaklęć napawa Vivian ekscytacją. Siada w ławce obok swojej koleżanki z dormitorium i uśmiecha się do niej lekko. Wyciąga z torby podręczniki, po czym przenosi wzrok na nauczyciela. Profesor Flitwick macha różdżką i przed każdym z uczniów pojawia się pojedyncze białe piórko. Vivian bierze głęboki oddech i spogląda na własną różdżkę, leżącą na stosie podręczników. 9 i ¾ cala, świerk i pióro feniksa, doskonała do zaklęć i transmutacji, jak powiedział jej pan Ollivander, siwy staruszek ze sklepu na Pokątnej. Mocno chwyta różdżkę.

- Wingardium Leviosa! – mówi, celując w piórko i wykonując odpowiedni gest nadgarstkiem. Słowa brzmią pewnie i spływają miękko z jej języka. Piórko podnosi się w górę o kilka cali.

- Wspaniale! – krzyczy profesor Flitwick, podchodząc do jej ławki. – Proszę spojrzeć, pannie Fortescue już się udało! – dodaje, zachęcając resztę klasy, by obserwowali udany efekt jej czaru, a potem nagradza Gryffindor piętnastoma punktami. To pierwsze punkty dla domu, jakie zarobiła. Vivian czuje na sobie pełne podziwu spojrzenia kolegów i jest z siebie bardzo, bardzo dumna.



***



Wrzesień tego roku jest wyjątkowo ciepły i dzień eliminacji do gryfońskiej drużyny nie jest wyjątkiem. Vivian ma czternaście lat i czekała na ten moment od drugiego roku w Hogwarcie. Jest córką Elizabeth Wood, quidditch jest częścią jej dziedzictwa, czymś tak naturalnym, jak oddychanie, ale tutaj nie ma to znaczenia. Żadne powiązania rodzinne nie zapewnią jej pozycji w składzie, jeśli nie będzie wolnych miejsc. Drużyna Gryffindoru nie działa w ten sposób. Członkowie tego domu robią większość rzeczy uczciwie i z honorem, więc Vivian cierpliwie czeka, a jej moment wreszcie nadchodzi. Dosiada miotły i wzbija się w powietrze, a wiatr rozwiewa jej włosy na wszystkie możliwe kierunki. To wspaniałe uczucie i Viv śmieje się, nie zważając na to, jak dziwnie może to wyglądać w oczach innych ludzi. Wreszcie odbiera przeciwnikowi kafla i przerzuca go przez środkową obręcz, raz, drugi, trzeci… Wreszcie kapitan przerywa jej popisy, a słowa „Witaj w drużynie, Fortescue” brzmią w jej uszach niczym najpiękniejsza muzyka.



***



- Vivian? – w głosie Kate brzmi irytacja, ale Viv w ogóle się tym nie przejmuje. Przystaje jednak na chwilę i odwraca się w stronę przyjaciółki, gotowa jej wysłuchać.

- Czy ty zawsze musisz być wrogiem mojego snu? – pyta Kate, chociaż obie doskonale wiedzą, że jest to pytanie retoryczne. Milcząca do tej pory Samantha cicho się śmieje, przywykła już do tych przekomarzań między swoimi przyjaciółkami.

- Ja dbam tylko o zapewnianie nam rozrywek – odpowiada Vivian niewinnie, wzruszając ramionami i nagle przystaje, bowiem właśnie docierają na miejsce. – A to jest rozrywka – dodaje, uchylając klapę, prowadzącą na dach wieży.

Kilka minut później wszystkie trzy siedzą na dachu i podziwiają nocne widoki. Vivian z zadowoleniem zauważa, że Kate i Samantha są pod wrażeniem. Przyjemnie jest tak siedzieć, tylko ona, przyjaciółki i spokojne nocne niebo nad uśpionym zamkiem. Viv jednak nie potrafi długo wytrzymać w takim spokoju i ma inne plany. Szybko podrywa się z miejsca.

- Kate – zaczyna, podchodząc do krawędzi dachu. Zaczyna powoli spacerować wzdłuż linii gzymsu. – Mam nadzieję, że odechciało ci się spać, bo ktoś będzie musiał mnie łapać. W razie potrzeby oczywiście.



***

Piętnaste urodziny Vivian są dopiero za trzy dni, ale ona już czuje się jakby dostała najpiękniejszy prezent. Przechadza się powoli po sali balowej posiadłości Selwynów, rozkoszując się atmosferą pierwszego w życiu balu, na który pozwolono jej pójść. Ma na sobie nową czerwoną sukienkę i skupia na sobie uwagę innych, co sprawia, że czuje się jeszcze bardziej dumna. Unosi wysoko głowę i uśmiecha się lekko. Prawdziwa lwica, chciałoby się rzec.

- Vivian Fortescue – słyszy za sobą w pewnej chwili. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Odwraca się powoli. Stojący przed nią chłopak jest o głowę od niej wyższy, ma ciemne włosy i niebieskie oczy, a coś w jego leniwym uśmiechu sprawia, że Vivian wreszcie rozumie znaczenie tego utartego frazesu „mieć motyle w brzuchu”. Ma ochotę zapytać go, skąd o tym wie, ale to przecież głupie pytanie, w środowisku czystokrwistych przecież wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Mimo to zadaje pytanie.

- Mam swoje źródła – pada odpowiedź i Viv kręci głową z uśmiechem, bo przecież dokładnie takiej odpowiedzi mogła się spodziewać.

- Dobrze wiedzieć – mówi tylko, przechylając lekko głowę i przypatrując się chłopakowi. Po chwili uśmiecha się i rusza w głąb ogrodu. Nie jest zaskoczona, kiedy słyszy za sobą jego kroki na żwirowej ścieżce.



***



- Daj spokój, będzie zabawnie – przekonuje Vivian, ciągnąc go za rękę. Musi zniżać głos do szeptu, bo uczniowie nie powinni przebywać w nocy poza dormitoriami, a szlaban od Filcha to ostatnia rzecz na jaką ma teraz ochotę.

- Myślałem, że zabawa w twoim wykonaniu to upijanie się Ognistą i skakanie z Wieży Północnej – mówi jej towarzysz ze śmiechem, może nieco zbyt głośno, ale Vivian nie ma serca go uciszać.

- Dobra uwaga – chwali go, jednocześnie ciągnąc go w kierunku drzwi. Mają szczęście, Filch znowu zapomniał zamknąć ich na noc. Wreszcie wychodzą na zamkowe błonia. Vivian wciąga głęboko świeże, nocne powietrze. Pada, ale to ciepły, letni deszcz. Viv zdejmuje buty i biegnie prosto w ulewę, jej stopy ślizgają się na mokrej trawie. Przez chwilę spogląda w niebo, po czym zamyka oczy i zaczyna tańczyć, nie przejmując się niczym. Wreszcie przerywa serię obrotów i spogląda na swego towarzysza.

- To też jest mój sposób na dobrą zabawę – woła do niego i wyciąga w jego kierunku dłoń.

- To całkiem dobry sposób - odpowiada jej, gdy już stoi przed nią i trzyma ją za rękę. Przygląda jej się z fascynacją. Nikt nigdy nie patrzył na nią w ten sposób, ale Viv nie może powiedzieć, że jej się to nie podoba. Stoi więc i czeka na jego kolejny ruch.

- Jesteś niezwykła – słyszy wreszcie i chociaż wie, jak banalnie brzmią te słowa, nie może nic poradzić na to, że serce zaczyna jej szybciej bić.



***



- Myślę, że musimy porozmawiać – mówi Vivian, gdy już docierają do pustej klasy.

- Tak, musimy – zgadza się od razu. – Od kilku dni próbowałem… - zaczyna i wygląda na naprawdę przejętego i Viv może by mu współczuła, gdyby nie to, że w tym momencie trochę go nienawidzi.

- Wiem – odpowiada Vivian krótko. Próbował się do niej zbliżyć, ale coś w jej głosie sprawia, że zamiera w pół kroku. Viv unika jego wzroku i opiera się o kamienną ścianę, jakby próbowała czerpać z niej siłę. Zaskakuje go. Spodziewał się raczej wielu łez i rozpaczy, a to… Vivian wygląda na całkowicie opanowaną i tylko nieznaczne drganie podbródka i silnie zaciśnięte wargi zdradzają, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę.

- To koniec – mówi wreszcie i jest niesamowicie wdzięczna, że jej głos jest pewny i nie drży.

- Ale… - próbuje zaprotestować. – Tamto nic nie znaczyło, naprawdę. Wybacz mi, zapomnij…

- To koniec – powtarza Vivian, jak gdyby te słowa były zaklęciem, które w magiczny sposób mogą wszystko znowu poukładać. – Nie proś mnie o nic więcej. Możesz to dostać od Eveline – dodaje i odchodzi, dumna i wyprostowana. Było ciężko, ale to starcie wygrała.



- Co ty robisz? – pyta wieczorem Kate, gdy zastaje Vivian siedzącą w niszy okiennej i wpatrzoną w dal.

- Myślę – odpowiada Viv po prostu i Kate przewraca oczami, bo dokładnie takiej enigmatycznej odpowiedzi mogła się spodziewać. Nie mówi jednak nic, tylko siada obok przyjaciółki i czeka.

- Wiesz – odzywa się w końcu Vivian po kilku minutach niezręcznej ciszy. Są same w dormitorium, więc może pozwolić sobie na szczerość. – Kiedy to wszystko się stało, czułam się zupełnie bezradna. Dlatego chcę zapamiętać to uczucie, bo nigdy więcej nie będę się czuć – mówi wreszcie, a w jej oczach jest ogień i Kate spogląda na nią i jest pewna, że Vivian poradzi sobie ze wszystkim.



Wkrótce okazuje się, że mimo wszystko Vivian czuje się bezradna. Nie mówi o niczym swoim przyjaciołom, bo kocha ich za bardzo, by obarczać ich swoimi problemami i jakiś cichy głosik w podświadomości podpowiada jej, że i tak by nie zrozumieli. Powinna ruszyć dalej. Normalni ludzie przeżywają tragedie, płaczą, rozpaczają, po czym podnoszą się i ruszają dalej, ale ona nie potrafi. W dzisiejszych czasach nie umiera się z powodu złamanego serca, powtarza sobie, ale to nie zmniejsza bólu, ani niczego nie ułatwia i nadal czuje się jakby umarła, jakby wyprano ją z wszystkich emocji. Na zewnątrz szaleje wojna, umierają ludzie, to prawdziwe śmierci, nie na niby, nie jak jej i Vivian to wie, Vivian wszystko rozumie i trochę brzydzi się sobą, a trochę jest zawstydzona.



***



Futerko kota jest miękkie i daje jej dziwne poczucie bezpieczeństwa. Dzięki obecności zwierzęcia nie czuje się samotna w tym pustym przedziale. Nigdy nie zostaje w szkole na święta, ale wolałaby podróżować czymś bardziej komfortowym niż pociąg. Krzywi się na samo wspomnienie szkolnej uczty. Zapach pieczonego kurczaka i mandarynek zawsze doprowadza ją do mdłości. Podróż mija jednak zadziwiająco szybko i już wkrótce Vivian wysiada na znajomym peronie Kings Cross. Przed wyjściem z pociągu przyozdabia twarz nieco zbyt szerokim, radosnym uśmiechem. Z wszystkim, z czym teraz się zmaga, da sobie radę sama. Nie ma potrzeby angażować w to rodziców i martwić ich tym, że jedyne dziecko cierpi. Bierze głęboki wdech, po czym rusza dalej. Szybko wpada w objęcia matki i ojca. Oboje nie ukrywają radości na jej widok. Po krótkiej rozmowie, ruszają w stronę kominków na stacji. Uśmiech Viv staje się trochę mniej wymuszony. W końcu zawsze dobrze jest wrócić do domu, prawda?



***



Tydzień spędzony w domu daje jej siłę, by znowu być sobą, a nie tylko cieniem dawnej siebie, błąkającym się po dormitorium i schodzącym ludziom z drogi. Vivian wie, że to najwyższy czas, żeby się odegrać.

- Ackerley! – Wściekła Vivian przedziera się przez tłum w stronę Evelyn, która udaje, że nie słyszy. – Ackerley, do jasnej cholery!

Pozostali uczniowie z zaciekawieniem zaczynają obserwować tę scenę. Evelyn zatrzymuje się. Kłótnia wisi w powietrzu.

- Ackerley, powinnaś wysłuchać, co mam ci do powiedzenia, nie sądzisz? – Vivian zaczyna pewnie, podchodząc do młodszej dziewczyny. – Nie kłopocz się odpowiedzią, nie zajmę ci dużo czasu.

Evelyn marszczy brwi. Wygląda, jakby usilnie się nad czymś zastanawiała. Czyżby naprawdę nie spodziewała się, że prędzej czy później to nastąpi. Kilkoro dziewcząt z siódmego roku, obserwujących zajście, wymienia znaczące spojrzenia. Vivian tymczasem stoi tuż przed Evelyn.

- A tak właściwie, to mam ci do powiedzenia tylko jedną rzecz: Cruciatus to dla ciebie za mało – szepcze Vivian wprost do ucha panny Ackerley.

Od dawna dusiła w sobie te słowa i kiedy wreszcie je wypowiada, czuje niemal fizyczną, namacalną ulgę. Ale to nie wystarcza, więc Viv macha różdżką, a Evelyn przelatuje parę metrów najpierw ląduje na posadzce pod przeciwległą ścianą. Gdy podnosi się z ziemi, jest w szoku. Tłum najpierw zamiera, a potem zewsząd zaczynają dobiegać rozgorączkowane szepty.

Vivian tymczasem odgarnia z twarzy zabłąkane kosmyki włosów i uśmiecha się drwiąco w kierunku Evelyn. Może nie powinna reagować w ten sposób, pewnie poniesie tego konsekwencje, pewnie czeka ją szlaban, ale teraz o to nie dba. Jest Fortescue, jest Gryfonką, cholera, jest lwicą i właśnie odzyskała kontrolę nad swoim życiem. To uczucie jest tak dobre, że nie przestaje się uśmiechać, unosi wysoko głowę i szybkim krokiem odchodzi. Evelyn i inni uczniowie uczą się jeszcze jednej rzeczy – Vivian Fortescue nigdy nie odwraca się za siebie.



***



Sowa ledwie majaczy na horyzoncie, ale Vivian już otwiera okno. Wyłamuje palce ze zdenerwowania, nie może pozbyć się tego nawyku. Zawsze denerwują ją egzaminy, a wyniki sumów będą mieć wpływ na jej przyszłość. Gdy tylko ptak ląduje, dziewczyna wyrywa z jego szponów kopertę i szybko ja otwiera. Jej oczom ukazuje się kartka.



Vivian Amelia Fortescue otrzymała:

Astronomia – P

Eliksiry – P

Historia magii – W

Numerologia - P

Obrona przed czarną magią – P

Opieka nad magicznymi stworzeniami – P

Starożytne runy – W

Transmutacja – W

Zaklęcia – W

Zielarstwo – P



***



Nie tak wyobrażała sobie kolejne zagraniczne odwiedziny u ojca, którego obecność na ministerialnej placówce jak zwykle się przedłuża. Grecja jest zdecydowanie tym, czego Vivian by unikała, gdyby tylko mogła. Jest parno, żar leje się z nieba, włosy wymknęły się z koka i przyklejają się do twarzy, a krótka sukienka w kwiaty przywiera do ciała, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca dla wyobraźni i budząc zainteresowanie miejscowych mugoli. Vivian spaceruje urokliwymi wąskimi uliczkami pośród jednakowych białych domów o niebieskich dachach i myśli o deszczowym, mglistym Salisbury. Owszem, tu może być pięknie, ale to nie jej miejsce.

- Nie musisz tu być, jeśli nie chcesz – stwierdza ojciec po prostu, siadając koło niej na podłodze tarasu. – Sama wiesz, co dla ciebie najlepsze – dodaje po chwili, a Vivian odrywa wzrok od rozgwieżdżonego nieba i uśmiecha się do ojca z wdzięcznością.

Rano, mimo protestów matki, łapie pierwszy międzynarodowy świstoklik do domu. Za rok będzie pełnoletnia, może zatroszczyć się sama o siebie, a gdyby jednak nie potrafiła, wie, że pokój gościnny Floriana zawsze stoi dla niej otworem.



***



Znowu pada, ale tym razem pogoda nie koresponduje z nastrojem Vivian. Powóz ciągnięty przez testrale miarowo toczy się po ścieżce, zmierzając w stronę Hogwartu. Viv wyciąga rękę i przesuwa nią po szybie, śledząc palcem trasę spadających kropli deszczu. Postronny obserwator mógłby uznać, że jest przygnębiona, ale tak naprawdę jest pełna nadziei. Gdy wreszcie powóz staje, Vivian wysiada i nie rusza wraz ze wszystkimi od razu do szkoły. Stoi przez chwilę i przygląda się staremu zamkowi. Jest ciekawa, co też przyniesie jej ten nowy, szósty już rok w Hogwarcie.



Rodzina
Początki rodu Fortescue sięgają XI wieku, kiedy to miał miejsce najazd Normanów na Anglię. Sir Richard le Forte był jednym z dowódców normańskiej armii w czasie bitwy pod Hastings w 1066 roku. Był świetnym wojownikiem i udało mu się uchronić przed śmiercią samego księcia Wilhelma Zdobywcę. To potwierdzony historycznie fakt, niewielu jednak wie, że Richard le Forte w rzeczywistości był czarodziejem i dokonał tego czynu przy pomocy magii. Jego syn Adam, który także walczył w bitwie pod Hastings, osiedlił się w Modbury, na południu hrabstwa Devon. To od niego wywodzą się wszystkie linie rodu. Fortescue’owie są bardzo dumni ze swojego dziedzictwa i przywiązują dużą wagę do znajomości historycznych dziejów rodziny.

Innym znanym członkiem rodziny był Dexter Fortescue, który pełnił urząd dyrektora Hogwartu.



- Richard Arthur Fortescue - pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, w związku z czym wiele podróżuje. Pozwoliło to całej rodzinie zwiedzić wiele ciekawych zakątków świata. Vivian jest zdecydowanie córeczką tatusia i jego oczkiem w głowie.



- Elizabeth Jane Wood-Fortescue - Mistrzyni Zaklęć i wykładowca uniwersytecki. Vivian wygląda niczym jej młodsza kopia, nieco trudny charakter także odziedziczyła po matce. Elizabeth nie wygląda na swój wiek i sprawia wrażenie wyluzowanej, jednak potrafi być niezwykle surowa, zwłaszcza gdy ktoś działa na szkodę jej rodzinie.



- Florian Alexander Fortescue - ukochany stryjek Vivian, prowadzi lodziarnię na ulicy Pokątnej w Londynie. Dzieli ich tylko dziesięc lat różnicy, dlatego Florian jest dla Viv bardziej przyjacielem niż tylko krewnym. Dziewczyna jest częstym gościem w jego mieszkaniu znajdującym się nad lodziarnią.



Charakter
Gdyby poproszono Vivian, by opisała swój charakter, z pewnością miałaby z tym problemy. Czasem wręcz ma wrażenie, jakby składała się z kilkunastu różnych osób i gdyby miała wyodrębnić którąś z nich, jej głowa eksplodowałaby niczym eliksir rozweselający po dodaniu zbyt dużej ilości żółci pancernika. Mając do czynienia z Vivian, należy mieć na uwadze to, że pochodzi ona z rodu Fortescue i odziedziczyła po przodkach słynny ognisty temperament. Jest dumna ze swojego pochodzenia, a rodzina jest dla niej wszystkim i Viv nie pozwoli skrzywdzić nikogo ze swoich bliskich. Zawsze stoi po ich stronie, bez względu na okoliczności. Fortescue’owie nie są tradycyjną czystokrwistą rodziną, za co Vivian jest niezwykle wdzięczna. Nie uznają zwyczajowo dominującej pozycji ojca i mężczyzn w ogóle i nie są negatywnie nastawieni do mugoli i mugolaków. Dzięki odpowiedniemu wychowaniu Vivian wyniosła z rodzinnego domu tolerancję i nie dyskryminuje nikogo z powodu jego pochodzenia. Ludzie powinni być oceniani na podstawie tego, jacy są, a nie tego, kim są ich rodzice i tej zasady się trzyma. Oprócz tego należy pamiętać, że Vivian jest Gryfonką i to bardzo zadowoloną z tego faktu. Często podkreśla swoją przynależność domową, nosząc szkarłat i złoto przy różnych możliwych okazjach. Nie rozstaje się także ze swoim wisiorkiem z lwem, który dostała od matki. Lew jest nie tylko symbolem jej domu, ale także znakiem zodiaku Vivian i doskonale pasuje do ognistej natury tej urodzonej w środku lata dziewczyny. Panna Fortescue jest bowiem porywcza i impulsywna i często szybciej robi, niż myśli. Czasem pomaga jej to osiągnąć upragnione rezultaty, jednak częściej wpędza ją w kłopoty. No, ale od czego jest urok osobisty? Vivian, kiedy chce, potrafi być czarująca, czym szybko zjednuje sobie ludzi, jednak równie szybko potrafi ich do siebie zrazić. Jest dumna i brakuje jej dystansu do siebie. Ma duże poczuciem godności i boi się sytuacji, które naraziłyby ją na śmieszność. Z tego powodu łatwo ją urazić, a urazę potrafi nosić w sobie naprawdę długo. Vivian ma także skłonności do szybkiego osądzania ludzi. Czasem wystarczy jedna rozmowa, by była do kogoś negatywnie nastawiona. Chociaż zazwyczaj dobrze zna się na ludziach, bywa, że odczuwane przez nią antypatie są zupełnie bezpodstawne. Potrafi się jednak przyznać do błędu i przeprosić, jednak przychodzi jej to z trudem. Tak naprawdę jest dosyć egoistyczna i nie obchodzą jej inni ludzie, oczywiście z wyjątkiem jej rodziny, przyjaciół i innych, których obdarza sympatią. Vivian lubi się popisywać i ma skłonności do brawury. Jest niecierpliwa, nie cierpi bezczynności i chciałaby brać od życia wciąż więcej i więcej. Jest także uparta i zawsze musi postawić na swoim. Uważa, że jeśli ktoś się z nią nie zgadza, to jego problem, nie jej. Nienawidzi przegrywać, nie pozwala jej na to ambicja. Z tego powodu stara się mieć jak najlepsze stopnie ze wszystkich przedmiotów, nawet z tych, które do niczego jej się nie przydadzą. Na szczęście jest bardzo inteligentną dziewczyną i to pomaga jej w osiągnięciu sukcesu. Mimo swoich wad, panna Fortescue reprezentuje to, co dobre w domu Gryffindora. Wie jednak, że chociaż inni widzą ją jako Gryfonkę bez skazy, nigdy taka nie będzie. Zdaje sobie sprawę z istnienia mroczniejszej strony swojej osobowości i chociaż się jej wstydzi, musi przyznać, że jest ona przydatna. Vivian bowiem umie świetnie manipulować ludzkimi emocjami. Potrafi być także złośliwa i uszczypliwa, gdy coś ją zirytuje, a o to nietrudno. Szczególnie na nerwy działają jej ludzie mniej inteligentni, zbyt sztywni, pruderyjni i tacy, którzy nie nadążają za szalonym tempem jej życia. Jakkolwiek jej nie oceniać, należy pamiętać, że Vivian jest tylko nastoletnią, zwykłą dziewczyną, która chce tego, co wszyscy i pragnie przede wszystkim szczecią i miłości. Rodzina i przyjaciele są dla niej całym światem i jest dla nich gotowa na wszystko. W życiu kieruje się emocjami, nie rozsądkiem. Kocha i nienawidzi zawsze na sto procent, nie uznaje półśrodków. O bliskich ludzi jest bardzo zazdrosna i zaborcza. Wynika to z jej niepewności, bowiem zawsze wydaje jej się, że kocha ich bardziej, niż oni kochają ją. To sprawia, że bywa nadwrażliwa, egzaltowana i często dramatyzuje. Mimo wszystko jest świetną przyjaciółką, bo stawia dobro swoich bliskich ponad swoje własne i jest niesamowicie lojalna. Jeśli chodzi o sferę miłości, jest wrażliwa i niezwykle romantyczna, jednak nie wierzy w przysłowiowego księcia z bajki i nie czeka na ideał. Była zakochana raz i to złamało jej serce, więc teraz woli być ostrożniejsza. Wierzy, że jeśli spotka kogoś godnego uwagi, od razu go rozpozna i wszystko ułoży się jak należy.



Zainteresowania
Vivian ma wiele zainteresowań. Po części wynika to z jej niespokojnej natury i niechęci do bezczynnego siedzenia w jednym miejscu, a po części z dużej ciekawości świata.
Uwielbia języki obce. Mówi m. in. po goblidegucku, trytońsku, francusku i niemiecku, wciąż jednak uczy się nowych. Pomaga jej w tym jej świetna pamięć i talent odziedziczony po ojcu, który dużo podróżuje.
Panna Fortescue przede wszystkim jest jednak dziewczyną, która kocha książki i jej pokój idealnie to obrazuje. Jej rodzice śmieją się czasem, że mogłaby założyć tam drugą domową bibliotekę i trudno nie przyznać im racji. Dla Vivian nie ma znaczenia, czy czyta książki czarodziejskie czy mugolskie, przede wszystkim muszą być interesujące i wciągające. Szczególnie upodobała sobie literaturę preromantyczną, a zwłaszcza dzieła Johanna Wolfganga Goethego, czego żywym dowodem jest jej kot, któremu nadała wdzięczne imię Faust. Viv słabość ma również do twórczości Jane Austen, jej powieści mogłaby czytać całymi dniami i nigdy jej się nie nudzą. Kolejną pasją Vivian, nieco łączącą się z książkami, jest historia. Mając korzenie sięgające średniowiecza, wszyscy Fortescue’owie wykazują jako takie zainteresowanie dawnymi dziejami i Viv nie była tu wyjątkiem. Poznawanie dawnych zdarzeń daje jej dużo radości i między innymi dlatego, mimo nudnego nauczyciela, uwielbia historię magii, chociaż wśród znajomych w życiu by się do tego nie przyznała. A skoro już przy szkole jesteśmy, to oprócz historii magii, do ulubionych przedmiotów panny Fortescue zaliczają się także starożytne runy, zaklęcia i transmutacja, z których jest zdecydowanie prymuską. Dobre wyniki osiąga właściwie z wszystkich przedmiotów, które wymagają używania różdżki. Gorzej radzi sobie z zajęciami wymagającymi bardziej praktycznego podejścia, czyli eliksirami, zielarstwem i astronomią i często musi szukać pomocy uczniów zdolniejszych od niej w tych dziedzinach.
Zostawmy jednak pole naukowe i przejdźmy do rozrywek. Vivian uwielbia bale i przyjęcia, na które z racji swego urodzenia często chodzi. Chociaż lubi być w centrum uwagi, towarzystwo zbyt wielu ludzi ją męczy, jednak pokusa założenia pięknej sukni zwycięża wszystko i schlebia jej wewnętrznej próżności i Viv rzadko kiedy opuszcza jakieś towarzyskie wydarzenie. Nie chodzi na nie jednak tak często, jak by chciała, bo większość roku spędza naturalnie w Hogwarcie. A skoro o Hogwarcie mowa, trzeba wspomnieć o ostatniej z pasji Vivian, czyli quidditchu. Dziewczyna gra w drużynie Gryffindoru jako ścigająca. Ciężko jednak nazwać ją szkolną gwiazdą sportu, bowiem strzela bardzo mało goli, gdyż ma problemy z celnością. Jest jednak mistrzynią w odbieraniu kafla zawodnikom przeciwnej drużyny i zalicza wiele asyst przy golach. Nie przeszkadza jej to, bo nie myśli poważnie o quidditchu i traktuje go wyłącznie jako formę rozrywki. W przyszłości bowiem chciałaby zostać łamaczem zaklęć, ministerialnym tłumaczem lub zdobyć tytuł Mistrza Zaklęć albo Transmutacji.






Ciekawostki
- jest pierwszą dziewczyną urodzoną w rodzinie Fortescue od kilku pokoleń

- widzi testrale

- nienawidzi ciepłego klimatu, opalanie i te sprawy zdecydowanie nie są dla niej

- jej nieodłącznym towarzyszem jest kot o wdzięcznym imieniu Faust, którego dostała na trzynaste urodziny

- nie rozstaje się z wisiorkiem-lwem, który dostała od matki


Powrót do góry Go down
https://marauders.forumpolish.com
 
Vivian Fortescue
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Vivian Fortescue - done
» Vivian Fortescue
» Vivian&Michael #1
» Florian Fortescue
» Florian Fortescue - budowa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Poza grą :: Kosz :: Oddział lublińskiej mafii imienia Natalii-
Skocz do: